niedziela, 10 listopada 2013

Ostatnie starcie z jesienią....


Za oknami coraz bardziej szaro-buro i ponuro. Złota jesień powoli przechodzi w tą mniej piękną szarą jesień. Po pełnym słońca i ciepełka Rodos ciężko nam się przyzwyczaić do tych coraz mniej przyjaznych warunków klimatycznych. Oczywiście skończyło się to ogólnorodzinnym chorowaniem, grupowym smarkaniem, do walki z którym trzeba było zastosować wszelakie naturalne i nadnaturalne środki medyczne. No więc po tonie aspiryny, witaminy C, miodu i cytryny i paru innych specyfikach udało nam się przegonić chorobę tylko po to by samemu zagonić się w straszliwy wir pracy. Nie było nas przecież prawie miesiąc.... oj nazbierało się tych zaległych prac. I nie chodzi tu tylko o wielki stos dokumentów, faktur i innych biznesowych spraw nie cierpiących zwłoki.... lista koniecznych do zrobienia prac domowo-ogrodowych zdaje się nie mieć końca.... po trzech dniach ciężkiej wielogodzinnej walki przy zastosowaniu wsparcia w postaci "kobitki ze wsi" udało się uporać nam z podstawowym efektem ubocznym jesieni - liśćmi. Góry, tony, hałdy liści..... Co zgrabisz, wiatr nawiewa nie wiadomo skąd kolejne pokłady. Ale liście to dopiero początek walki.... na grzadkach straszą uschniete resztki letnich bylin, warzywnik czeka na sprzątnięcie i przekopanie, trzeba sciąć maliny i rozprawić się z resztkami po pomidorach i groszku i topinamburach. Przydało by się jeszcze podsypać grządki warstewką kompostu i kory aby uśpionym już bylinom nie straszne były zimowe mrozy.
Dzień co raz krótszy.... pogoda też nie za bardzo sprzyjająca przesiadywaniu w ogrodzie.... 
oj to bedzie ciężka walka....