poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Home! Sweet Home!


Home! Sweet Home! Wsi zaciszna, wsi spokojna.....
Koniec wakacji (dłuuuugich wakacji...), pora wracać do normalnego życia.
Ogród zdziczał, chwastem zarósł. Tu coś uschło, tam przekwitło...... ogrom pracy mnie czeka... 
aż się boję czy do zimy się wyrobię.

Ale się stęskniliśmy... :-))




niedziela, 19 sierpnia 2012

czwartek, 16 sierpnia 2012

Zasada nr II : "Gdzie jest piasek tam jest tłok,..."


Zasada nr II : "Gdzie jest piasek tam jest tłok, bo .......tu prawie wszędzie są kamienie". 
Albo może być "bo na kamieniach niewygodnie się leży" ;-) 
Nasza ulubiona piaszczysta plaża Tsambika zapchana była dziś po brzegi, więc (jako smutni posiadacze dużego i uciążliwego w parkowaniu auta) nie znalazłszy wolnego miejsca parkingowego pojechaliśmy "na żywioł przed siebie". Oto zdjęcia z plaży Haraki - kamolki, kamyczki i kamienie, ale....... pusto i spokojnie (oooo jaki parking puściutki)



Z racji tego że chwilowo "pana i władcy" czyli męża ;-) nie ma, zabrałam się za eksperymenty kuchenne. Sami (powinno tu chyba pisać "same") wiecie jak to jest z takimi eksperymentami, czasem wyjdą a czasem..... (bez komentarza) Jak się "nie daj Boże" za takie eksperyment weźmiecie przy głodnym i czekającym na normalny obiad chłopie i coś nie wyjdzie...... oj! A jak chłopa nie ma to w razie klapy będą kanapki z serem (i nikt nie straszy rozwodem ;-)) ) Dzieci kanapki chętnie zjedzą i nie będą marudzić. No więc wracając do eksperymentów; co można zrobić mając ser feta i batata (słodkiego ziemniaka), do tego mąke, oliwę, cebule i czosnek, mleko, jajko i wszelaką przyprawową zieleninę z ogrodu. 
TADAMMMM - oto "greckie ruskie" He he Całkiem niezłe wyszły! Farsz przygotowuje się jak do zwykłych polskich ;-) ruskich - tyle że z batata (ja nie miałam poprostu zwykłych ziemniaków) i sera feta. Feta jest już mocno słona więc ostrożnie z soleniem. Dzięki batatom farsz ma fajny pomarańczowy kolorek. Moje dzieci były przekonane że to marchewka ;-) Wszelkie zielone (bazylia, oregano, mięta itp) powinny pójść do farszu, ale ja z uwagi na dzieciaki ("zielone jest trujące!") posypałam tylko swoją porcję. Do tego oczywiście najlepszy na świecie grecki jogurt! Mmmmm....


wtorek, 14 sierpnia 2012

Zasada nr I : "Nie wjeżdżać dużym autem w wąskie uliczki"!


Kalimera kochani
Bardzo chciałam wam pokazać trochę zdjęć z naszego miasteczka Afandou. Miasteczko jak miasteczko, nic specjalnego, raczej mało urokliwe ( by nie powiedzieć brzydkie, niestety). Od plątanina wąskich uliczek i średnio pięknych greckich domków (żadne tam białe mury i niebieskie okiennice jakie widuje się na pocztówkach, co to to nie). Do tego sklepy, sklepiki, kafejki i wszechobecny grecki "syfik". No ale jak się parę dobrych fotek zrobi, trochę się je podkoloruje ;-) to nawet ciekawy fotoreportaż może wyjść. A zawsze fajnie pooglądać sobie jak no tam gdzieś ludzie mieszkają. 
Fajnie ale.... Dobre chęci miałam, ale nic z tego nie wyszło. Bo zaparkowanie mojego "auteczka" w miasteczku gdzie wszystko zastawione jest autami i skuterami "na żyletkę" jest rzeczą niewykonalną niestety..... Moje północnoeuropejskie poczucie ładu i odpowiedzialności za własne auto nie pozwoliło mi zaparkować tak jak to robią "tubylcy" czyli byle gdzie i byle jak. Przykład proszę: wąziutka uliczka, po jednej stronie zaparkowane (nie, nie porzucone, tylko w taki "lekki" sposób zaparkowane) auta no i stado motorków i skuterków, po drugiej stronie stoliczki kawiarenki (to co ze na ulicy!!) do tego bardzo starszy pan Grek siedzący sobie na krzesełku przed domem i grupa starszych pań Greczynek wracająca z targowiska z wielkimi siatami pomidorów i bakłażanów (idąca resztą wolnej przestrzeni drogi) a miedzy tym wszystkim ja i moje małe "auteczko" 
O zgrozo!!!!!!!
No i pokręciłam się trochę po miasteczku, nawściekałam, na zawracałam w wąskich uliczkach i..... 
wściekła wróciłam do domu..... ech.....................
z fotoreportażu nici, dzieciaki namarudziły się w aucie, ja się nadenerwowałam, 
dobrze że auto wyszło z tego bez szwanku ;-)
może następnym razem się uda!




wtorek, 7 sierpnia 2012

Beach house style ;-)






Kalimera kochani

U nas bez zmian - słońce, upał, plaża, morze...... i małe roboty renowacyjne ;-)
I o ile "plaża i morze" + "słońce i upał" dają się bez problemów połączyć, o tyle "słońce i upał" + "roboty renowacyjne" to nie lada wyzwanie. Uff goraco!!! Za gorąco!!! 
I jak tu pracować kiedy pot kapie z nosa.......
Powoli powoli przerabiam nasz bungalow na "seaside home". Dwie drewniane szafki dzięki pomocy szlifierki (o dzięki ci za mechanizację!!) pozbyły się (grubej!!) warstwy lakieru. Trochę białej farby, trochę przecierek, parę "morskich" drobiazgów i już mamy klimat "beach house style" ;-))
Jeszcze parę mebli czeka w kolejce..... UFF!



sobota, 4 sierpnia 2012

Wyspa Symi - ACH! ACH!

Kalimera kochani!
Wróciliśmy z wycieczki na wyspę Symi. I jesteśmy zachwyceni!!
Tylko godzinka "lotu" wodolotem i już "zupełnie inna bajka"!!
Polecam wszystkim których znudził już na Rodos hałas, tony turystów i turystycznego badziewia, brud (no niestety :-(( ) i harmider. Niewielkie miasteczko z cudną architekturą kolorowych domeczków (dla fotografujących istny raj), port pełen jachtów z całego świata (niektóre to HOHO!!!!), fajne knajpeczki i restauracyjki (a w nich owoce morza oczywiście!!!). Turystów trochę jest, ale tą wyspę wybierają chyba tylko ci chcący naprawdę wypoczywać a nie "się zabawic". Dookoła zupełnie dziki i surowy krajobraz wyspy.....no i ta woda!!!! (nie poprawiałam koloru na zdjęciach, ona naprawdę jest taka BLUE!!!)

No więc jeśli ktoś lubi ciszę i spokój, poleżeć z książką na plaży, pospacerować, zrobić trochę fajnych zdjęć i zjeść na kolację małże lub ośmiornicę..... to polecam Symi ;-))