sobota, 1 lutego 2014

Witamy w Japonii cz.I

Jestem! Jestem! Wróciłam!!! Nie było mnie czas jakiś, to znaczy nie pisałam nic, bo i o niczym ciekawym napisać Wam nie mogłam. No bo czym tu się chwalić jak za oknem zima/nie zima. W grudniu i styczniu mieliśmy "marzec" : ciepło, roślinkom w ogrodzie wszystko się już pomieszało i zabrały się do "wyłażenia z ziemi", śniegu oczywiście  nawet odrobiny. Teraz szanowna Pani Zima zaszczyciła nas przez dwa tygodnie swoją obecnością, temperatura w końcu na -, śniegu niestety "co kot napłakał" nawet na porządnego bałwana nie starczyło. A teraz znowu mamy odwilż. Marne resztki śniegu zamieniły się w kałuże i błocko.... i po zimie .....
Z braku zimy będzie więc relacja z Japonii ;-) Właśnie wróciliśmy z naszej kolejnej wyprawy biznesowej do Kraju Kwitnącej Wiśni, który kraj to po raz kolejny nas zadziwił i zachwycił. Mogę się z wami podzielić paroma obserwacjami w stylu "gaijin dziwi się światu" (gaijin to po japońsku "obcy" "nie Japończyk"). Nie będę się po raz kolejny rozpływać w podziwie dla czystości, zorganizowania i uprzejmości, i zanudzać was OCHAMI i ACHAMI. Tu po prostu TAK jest, Japończycy tacy są i mam nadzieję że się to nie zmieni. Ale spotkało nas też parę nowych sytuacji o których bardzo chętnie wam opowiem. Oto spotkaliśmy się po raz pierwszy z "upychaniem w metrze". No może dla kogoś kto posługuje się tym środkiem transportu na co dzień i z na realia godziny szczytu to nic dziwnego, ale nas, wieśniaków, stopień upchania ludzi w wagoniku tokijskiego metra naprawdę był zadziwiający. Nie było to co prawda "profesjonalne" upychanie wykonane przez zawodowych upychaczy, ale i tak ścisk był niesamowity. Ani się podrapać, ani obrócić, trzymać się też nie trzeba bo w takiej masie upaść się nie da. Uff lekka klaustrofobia... Dobrze że jako "wielka biała baba" wystawałam ponad tę masę japońskich współpasażerów ;-)
No ale pora teraz wysiadać i ....... i kolejne zaskoczenie. Cały ten tłum wylewa się z wagoników na peron i..... grzecznie staje w kolejce do ruchomych schodów! O kulcie kolejki/ogonka już chyba pisałam, ale nie przestaje mnie to zaskakiwać (w bardzo pozytywny sposób oczywiście) Dla kogoś kto we własnym kraju spotyka się z  zasadą "Hip hip huraaa, kto się przepcha ten ma" tutejsza zasada "grzecznie czekam w kolejce" jest zadziwiająca. No więc cała ta ludzka masa dociera do ruchomych schodów i formuje się w dwie grupy, prawą stroną szybko wchodzą ci którym się bardzo spieszy, po lewej stronie stoi kolejka tych którym się nie spieszy. A że niespieszących się jest więcej, schody po prawej są puste a po lewej stoi grzecznie ogonek i czeka na swoją kolej! Ech....  Dodam jeszcze taką obserwację że wraz ze zmianą ruchu mas ludzkich do luz z metra, zmieniane są też kierunki jazdy ruchomych schodów, niby nic a jednak "nic się nie marnuje".

Dobra, kończę cz. I mojej opowieści.... żeby was nie zanudzić ;-)

A za oknem duje halny i znów odwilż mamy...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz